14 listopada 1905 r. –  Consectetur adipiscing elit, sed do eiusmod tempor incididunt ut labore et dolore

125 rocznica mordu pod Hutą Bankową

1897 – 2022

 

 

Spór o Kasy Brackie

 

Wieści o tragicznych wypadkach wrześniowych pod Hutą Bankową, które miały miejsce 125 lat temu rozeszły się szerokim echem w całym Królestwie Polskim. Ówczesny redaktor „Robotnika”, konspiracyjnego pisma Polskiej Partii Socjalistycznej, Józef Piłsudski działania władz rosyjskich wobec dąbrowskich robotników nazwał „mordem politycznym”, „krwawą zbrodnią” i „otwartym mordowaniem ludzi”. W zaborze rosyjskim zdarzały się już wcześniej przypadki pacyfikacji wystąpień robotniczych przy użyciu broni – po raz pierwszy podczas strajku szpularek w Żyrardowie (1883 r.), buntu łódzkiego (1892 r.) i w Jarosławiu w 1895 r. Tym razem carscy funkcjonariusze wyprzedzili bieg potencjalnie niepomyślnych dla siebie wydarzeń organizując akcję „prewencyjnej” pacyfikacji nastrojów wzburzenia wśród rzeszy około 50 tysięcy robotników w całym Zagłębiu Dąbrowskim.

Winieta Robotnika nr 25 z 1897 r., w którym ukazał się artykuł Józefa Piłsudskiego dotyczący wydarzeń w Dąbrowie Górniczej.

Pierwszy choć nie jedyny powód wystąpień robotniczych w Dąbrowie, czyli spór pomiędzy pracownikami a dyrekcją Huty Bankowa o kasy brackie nie był zjawiskiem odosobnionym od wydarzeń w innych zakładach. W 1896 r. Polska Partia Socjalistyczna rozpoczęła na terenie Zagłębia Dąbrowskiego agitację w celu zreformowania Kas Brackich. Pierwszoplanową rolę w organizowaniu sprzeciwu odgrywali działacze partyjni, podobnie jak w 1894 r., gdy po raz pierwszy zmobilizowano tłumy robotników do udziału w manifestacjach pierwszomajowych. Naczelnik powiatu będzińskiego wspólnie z zarządami fabryk w reakcji na rezultaty agitacji wypracowali schemat akcji pacyfikacyjnej polegający na sprowadzaniu oddziałów kozaków na koszt zakładów przemysłowych. Strajki dotyczyły rzecz jasna przede wszystkim podwyżek płac. 1 maja 1896 r. strajk na tle płacowym zorganizowała m.in. załoga Huty Bankowej. Zakończył się on powodzeniem, obyło się też bez „pacyfikacji”, jednakże kilkudziesięciu hutnikom wypowiedziano umowę o pracę.

Widok huty Bankowej na fotografii z początku XX wieku.
Zbiory Muzeum Miejskiego „Sztygarka”.

Wypada w tym miejscu odpowiedzieć na pytanie, czym były wspomniane Kasy Brackie i dlaczego uzyskanie podwyżki płac nie uspokoiło dąbrowskich hutników? Kasy brackie stanowiły formę ubezpieczeń społecznych – funduszy pochodzących ze składek pracowników – w polskim górnictwie i hutnictwie były znane już XVI w. Doniesienia o defraudacjach lub przywłaszczeniu środków przez zarządy fabryk wzbudziły ogromne niezadowolenie w całym regionie. Przykład oporu Dąbrowianom dali górnicy z kopalni „Jerzy” w Niwce, którzy 28 sierpnia przerwali pracę, aby wynegocjować okres wysługi lat do emerytury oraz zabezpieczyć wypłatę zapomóg („rent”) dla inwalidów poszkodowanych w wypadkach na koszt kopalni. Zdaniem odpowiedzialnego za prasę partyjną Stanisława Wojciechowskiego w sprawie kas brackich „najgorzej było w Hucie Bankowej, której zarząd samowolnie wyznaczał delegatów i używał funduszów Kasy na pomoc lekarską, choć według prawa fabrycznego huta powinna leczyć robotników swoim kosztem”.

Stanisław Wojciechowski (1869-1953) w latach młodości,
działacz konspiracyjny i spółdzielczy, prezydent Rzeczypospolitej w l. 1922-1926.
Był współzałożycielem Polskiej Partii Socjalistycznej i jednym z jej najaktywniejszych kolporterów.
Odwiedził Dąbrowę Górniczą tuż po wydarzeniach w hucie Bankowej,
a swoje wrażenia z tego pobytu zawarł we wspomnieniach.

Dąbrowski Komitet Robotniczy wydał odezwę wzywającą do wprowadzenia natychmiastowych zmian w kasach brackich. Z drugiej strony swoim zachowaniem dyrektor inż. Konstanty Harting jedynie zaognił sytuację wyjaśniając pracownikom, że „zaginione” setki rubli wydawane były na szpital i opłacenie lekarzy, podczas gdy wstrzymywano wypłaty emerytur ograniczając je wyłącznie do przypadków osób okaleczonych przy pracy. Z opóźnieniem zaczęto wypłacać także pieniądze za „chore dniówki” (nierobocze) leczonych hutników. Brak zgromadzeń ogólnych kasy, wstrzymanie wyborów delegatów przez załogę i wyznaczenie ich przez dyrekcję przelało szalę goryczy, wśród robotników, którzy utwierdzili się w przekonaniu o złych intencjach dyrekcji Huty Bankowej.

 

Strajk w Hucie Bankowej

 

Na czele tłumu stanęli hutnicy Łapiński, Stroiński oraz kilku innych z DKR, którzy w sobotę 11 września zebrali pod biurem zakładu grupę około 200 pracowników żądając rozmowy z dyrektorem Hartingiem a także wezwania do Dąbrowy w roli arbitra inżyniera okręgowego Hieronima Kondratowicza, któremu podlegał nadzór nad wszystkimi kopalniami i hutami na terenie Zagłębia Dąbrowskiego. Drugi postulat został spełniony. W Hucie Bankowa inżynier okręgowy zjawił się w asyście naczelnika straży ziemskiej, żandarma i kozaków. Na żądanie wypłat 1. i 15 dnia każdego miesiąca przedstawiciele władz odpowiedzieli obietnicą wprowadzenia zmian od 1898 r. Odnośnie kwestii trudniejszych – wprowadzenia ogólnokrajowego prawa pracy (ustaw rządowych) zamiast wewnątrz zakładowych regulaminów oraz reformy kas brackich na odpowiedź kazali zaczekać 2 tygodnie. „Kronikarz” PPS Stanisław Radek uważał, że dyrektor Harting celowo odmówił robotnikom zwrotu pieniędzy z kasy. Podane przez niego rzekome wyjaśnienie dyrektora Hartinga dotyczące złożenia funduszu w Warszawie do dyspozycji rządu brzmi mało wiarygodnie w kontekście wcześniejszej wzmianki na temat szpitali, które z tych pieniędzy korzystały. Podobnie uprzedzenie do konserwatywnie nastawionej części społeczeństwa wybrzmiewa w jego próbie włączenia do tej narracji ks. Grzegorza Augustynika w charakterze niedoszłego wspólnika rzekomych oszustw dyrektora takich jak zaniechana akcja zbiórki w hucie na budowę kościoła z kasy brackiej wymierzona w „zbuntowanych” hutników.

Hieronim Kondratowicz (1846 – 1923), w latach 1887 – 1899 był
Inżynierem Okręgowym I Okręgu Górniczego Królestwa Polskiego w Dąbrowie Górniczej.

Nie czekając na powrót inż. H. Kondratowicza dyrektor Harting postanowił rozwiązać problem strajku samodzielnie, zdaniem Stanisława Radka 25 września przygotował prowokację – zachęcając pracowników do wysłania delegacji robotniczej do Będzina do naczelnika policji Danilczuka, któremu mieli przedstawić swoje żądania. Załoga pokrzyżowała rzekomy plan dyrektora odmawiając wyboru delegatów.

Napięta atmosfera towarzyszyła nie tylko relacjom pomiędzy dyrekcją a robotnikami. Wzajemny brak zaufania wyczuwalny był również między kadrą techniczną (majstrami, inżynierami) a resztą hutników. Problemy komunikacyjne oraz przemoc psychiczna (zastraszanie, obelgi) wobec podwładnych w 1897 r. najmocniej uprzykrzały pracę pracownikom warsztatów mechanicznych i walcowni. Nie wydaje się zatem dziwne, że tak istotnym elementem żądań dąbrowskich hutników był postulat ustanowienia gwarantowanego przez rząd prawa pracy w zaborze rosyjskim. Momentem przełomowym było zachowanie walcerzy, którzy nie stawili się do pracy po tym jak inżynierowie ogłosili, że w nocy 26 września zamiast dwóch uruchomione będą trzy wielkie piece. Ośmiu niepokornych – Łapińskiego, Chachulskiego, Jaworskiego, Bociańskiego, Mierzejewskiego, Kamińskiego, Smorgonia i Pawlikowskiego żandarmi i Kozacy wywlekli wprost z łóżek. Aresztowani zostali 27 września wywiezieni do Piotrkowa, ówczesnej stolicy guberni.

Krakowski „Czas” zrelacjonował wydarzenia w Dąbrowie Górniczej
na podstawie doniesień gazety „Warszawski Dniewnik”

Na wieść o aresztowaniach załoga Huty Bankowej pod konspiracyjnym przywództwem DKR, po czterokrotnym dźwięku gwizdka od godziny 11. porzucała pracę. Tu rosyjscy propagandyści zwracali uwagę czytelników „Dniewnika” na nieodpowiedzialność hutników, którzy mieli rzekomo poodkręcać krany pieców kupelowych. Rozpoczął się strajk okupacyjny Huty Bankowej, do którego dołączyli robotnicy z nocnej zmiany wdzierając się na teren zakładu. Tak jak miało to miejsce podczas sporu o kasę bracką robotnicy żądali rozmowy z dyrektorem Hartingiem, który i tym razem ich zignorował. Według „Warszawskiego Dniewnika” grozili mu nawet użyciem przemocy. Kolejnym krokiem było poinformowanie zarządu o wstrzymaniu pracy aż do momentu zwolnienia z aresztu wywiezionych hutników. Jeszcze tego samego dnia w poniedziałek z Będzina na teren huty przybył naczelnik powiatu Mikołaj Danilczuk. Hutnicy zostali w zakładzie do wieczora pomimo wezwań policji do rozejścia się. Następny dzień i noc minęły hutnikom spokojnie. Jak miało się później okazać była to cisza przed burzą. Dzięki przybyciu w środę 29 września z Częstochowy 2 rot piechoty Kozakom udało się otoczyć Hutę Bankową. Żołnierze oznajmili hutnikom, że nie wolno im się do nich zbliżać. Plan administracji dotyczący wprowadzenia łamistrajków poniósł porażkę – nowo zwerbowani i przetransportowani na koszt zakładu pracownicy nie potrafili uruchomić urządzeń hutniczych w związku z czym zostali odwiezieni z powrotem. Dyrekcji potrzeba było innej taktyki, w której inicjatywę przejęli Rosjanie.

 

„Zebranie” i mord polityczny

Według relacji współczesnych dyscyplina wśród rosyjskich wojskowych pozostawiała wiele do życzenia. Nie zwracano uwagi na pijaństwo i towarzyszące temu zjawisku słowne zaczepki wobec tłumu. Źródło rosyjskie wspominany „Dniewnik Warszawski” odnotował, że tłum robotników wyparł z zakładu sprowadzone z Dąbrowy dwie roty 7. pułku strzelców. Dla władz rosyjskich odmowa rozejścia się stanowiła usprawiedliwienie dla sprowadzenia przeciw ludności cywilnej czterech kolejnych rot strzelców z Częstochowy co dało łączną liczbę wojska około 1380 żołnierzy (liczba ta wydaje się jednak zawyżona). W czwartek 30 września do biura zakładu przyjechał generał żandarmów Wiktor Onoprienko, hojnie raczony alkoholem przez dyrektora Hartinga. Oznaczało to tylko jedno – decyzja o pacyfikacji przeszło trzytysięcznej załogi miała zostać podjęta w Warszawie przez samego generał-gubernatora. Według narracji władz carskich tłum złożony z robotników huty oraz mieszkańców Dąbrowy zajął ulice przyległe do zakładu, a także nie dopuszczał do niego osób, które zamierzały udać się do pracy.

Mikołaj Danilczuk (ur. 1848) naczelnik powiatu będzińskiego w latach 1893 - 1905

O godzinie 5. po południu naczelnik policji Danilczuk kazał wezwać tłum, w tym pracowników huty i ich rodziny pod biuro. Oficerowie zorganizowali to w taki sposób, że robotnicy stojący pod murem zakładu byli otoczeni przez żołnierzy – od strony ul. Francuskiej (dziś Żeromskiego) oraz od strony ul. Miejskiej (dziś Chopina). Na placu przed biurem odurzony nadmiarem alkoholu Danilczuk trzykrotnie odczytał tłumowi zarządzenie zarządu huty obwieszczające zwolnienie wszystkich robotników z powodu porzucenia pracy. Nieskutecznie wezwał jeszcze do rozejścia się do domów, kładąc nacisk na opuszczenie placu przez kobiety i dzieci. W trakcie czytania odezwy z Warszawy doszła depesza generał – gubernatora Aleksandra Imeretyńskiego zezwalająca na użycie ostrych naboi. Po trzecim czytaniu generał Onoprienko wydał rozkaz do ataku („na bagnety!”).

Widok ulicy Szosowej (obecnie króla Jana III Sobieskiego) z zabudowaniami huty Bankowej po lewej stronie.
Fotografia z początku XX wieku ze zbiorów Muzeum Miejskiego „Sztygarka”

Na nic zdała się próba rozmowy podjęta przez stojące w pobliżu kobiety. Tłum wycofał się wówczas w kierunku ul. Miejskiej, gdy padła nowa komenda, po której żołnierze wystrzelili w powietrze. Ponownie ściśnięty w pułapce tłum zaczął się rozchodzić, lecz po 2 lub 3 minutach Kozacy wystrzelili salwę po raz drugi. Tym razem wśród krzyku i ogromnego zamieszania na ziemię padli zabici i ranni, w tym jeden zraniony uderzeniem kolby karabinu. 5 osób zmarło na miejscu, 2 ciężko raniono, poza tym kule raniły jeszcze kilku przechodniów. Nieco inaczej liczbę ofiar skomentował organ prasowy PPS- „Górnik” na łamach, którego redakcja informowała, że zabito 4 osoby, a 3 w stanie ciężkim trafiły do szpitala.

Żołnierze rosyjscy w Dąbrowie Górniczej.
Fotografia z początku XX wieku.

Przez dalsze pół godziny żołnierze terroryzowali zgromadzonych ludzi trzymając wymierzoną w nich broń. Do rannych nie dopuszczono lekarzy, którzy przybiegli z ambulatorium huty co doprowadziło do pogorszenia stanu ciężko rannych hutników. Jak tłumaczył „Dniewnik Warszawski” śmiercionośne salwy w kierunku robotników padły z powodu prowokacji tłumu, rzekomo „w jednym miejscu tłum sam napierał na półrotę”, a nawet pozwalał sobie na rzucanie kamieni w żołnierzy. W spontaniczny przebieg wydarzeń nie wierzyli działacze Polskiej Partii Socjalistycznej. Józef Piłsudski był przekonany o tym, że stojący na placu wachmistrze wskazywali żołnierzom robotników, których miano zastrzelić. Pomimo manipulacji zawartej w oficjalnym przekazie prasowym powielanym przez krakowski „Czas” i warszawski „Wiek” nie udało się zatuszować zgody władz na użycie broni palnej, a tym bardziej usprawiedliwić zbrodni w opinii tutejszej ludności. Na łamach artykułu „Wobec mordu w Dąbrowie” na podstawie nieznanego źródła Piłsudski stwierdził, że na kilka godzin przed masakrą żandarmi sosnowieccy mieli powiedzieć, że „ta sprawa zakończy się dziś kulami”.

Gazeta Robotnik z artykułem Józefa Piłsudskiego

Śledztwo Turaua i nowe porządki

 

Zamordowanie przez Kozaków bezbronnych hutników pod Hutą Bankową nie zakończyło bynajmniej represji wymierzonych w strajkujących robotników Zagłębia Dąbrowskiego. Nazajutrz, w piątek 1 października 1897 r. władze lokalne opublikowały ogłoszenie gubernatora Konstantego Millera zapowiadające wysiedlenie do miejsc urodzenia wszystkich robotników, którzy nie stawią się do pracy. W obawie przed wysiedleniem 1 października w zakładzie zjawiło się 200 osób, które podpisały nowe umowy o pracę nie gwarantujące im dostępu do Kasy Brackiej. Fala aresztowań ruszyła 2 października. Tego dnia do więzienia w Piotrkowie wywieziono aż 50 robotników.

Generał-gubernator A. Imeretyński nie dopuścił do siebie zabiegających o jego przychylność przywódców strajku Łapińskiego i Stroińskiego. Sprawą zainteresował się natomiast na nieszczęście hutników naczelny prokurator Warszawskiej Izby Sądowej Eugeniusz Turau umiejętnie władający sprawdzoną taktyką „kija i marchewki”. Według Stanisława Radka nieświadomi powagi sytuacji Łapiński i Stroiński podpisali u Turaua protokół potępiający prowokację dyrekcji huty i władz carskich. Oberprokurator przyjechał osobiście do Dąbrowy, gdzie obiecał robotnikom stworzenie państwowych kas emerytalnych, jednocześnie nakazał poszukiwanie organizatorów strajku a w szczególności członków Dąbrowskiego Komitetu Robotniczego. Zdaniem Stanisława Radka w całym Zagłębiu zaczął obowiązywać „stan oblężenia”. Śledztwo w tej sprawie zapewne na osobiste polecenie Turaua na terenie huty rozpoczął rotmistrz żandarmów, który urządził swoją kancelarię w biurze huty. W toku śledztwa, któremu towarzyszyły m.in. groźby katorgi i wywózek na Syberię znaleźli się wśród zagłębiowskich robotników chętni do współpracy z władzami, dzięki czemu aresztowano ponad 160 osób. Podejrzenia żandarmów po licznych przesłuchaniach padły na uczniów szkoły górniczej. Wpadł wówczas m.in. sam redaktor „Górnika” i absolwent „dąbrowskiej Sztygarki” Tytus Filipowicz, który zdołał jednak uciec z bryczki wiozącej go do piotrkowskiego więzienia. Redakcja „Górnika” w listopadzie 1907 r. wspomniała, że jeszcze za czasów dyrektora Hartinga na terenie huty została wprowadzona policja zakładowa.

Widok siedziby dąbrowskiej „Sztygarki” z przełomu XIX i XX wieku.

Manifestacja w rocznicę mordu

 

Obchody 2. rocznicy „mordu popełnionego przez carat na robotnikach Huty Bankowa” odbyły się 1 października 1899 r. Dąbrowski Komitet Robotniczy postanowił uczcić ją tajnym zebraniem przy grobach ofiar. O godzinie 15:30 zgromadziło się 1000 robotników. Działacze Polskiej Partii Socjalistycznej posypali groby kwiatami, zawiesili na krzyżu wieniec cierniowy z czerwonymi kwiatami i czerwoną wstęgą z napisem: „Pomordowanym ofiarom rządu carskiego – Robotnicy Dąbrowy i okolic”. Po złożeniu wieńca nastąpiło odczytanie okolicznościowego przemówienia o zbrodni pod hutą, walce z potęgą carów, łapówkach urzędników i braku wolności zgromadzeń. Po przemówieniu uczestnicy manifestacji zaczęli się rozchodzić śpiewając „Warszawiankę” i „Czerwony Sztandar”. Niektórzy przechodząc obok huty zatrzymywali się na chwilę i zdejmowali nakrycie głowy. W ich miejsce wieczorem po szychcie przybywali dzierżący w dłoni lampy górnicy kopalni Mortimer. Przez cały dzień tysiące ludzi oglądało wieniec, który zdaniem S. Radka przez wiele tygodni później pozostawał niezauważony przez rosyjskich funkcjonariuszy.

Widok dąbrowskiego cmentarza, założonego w 1892 roku,
na którym spoczęły ofiary wydarzeń pod hutą Bankową.

Zakończenie

 

Represje wobec ludności Dąbrowy i pracowników Huty Bankowej, które miały w zamierzeniu władz stłumić sympatię robotników dla postulatów socjalistycznych (idei kas brackich, ubezpieczeń itd.) nie odniosły oczekiwanego skutku. Już następnego dnia po zamordowaniu hutników przez rosyjskich żołnierzy ze świeżym numerem „Robotnika” do Dąbrowy przybył Stanisław Wojciechowski, który zapoznał się z relacją naocznych świadków. Pomimo wielu aresztowań emisariusze Polskiej Partii Socjalistycznej nadal kolportowali konspiracyjnego „Górnika”. Niewątpliwie jednak Dąbrowski Komitet Robotniczy został poważnie osłabiony, dlatego Huta Bankowa nie odegrała wiodącej roli w rewolucji 1905 roku w Zagłębiu Dąbrowskim. Zarząd huty zaostrzył reżim wobec pracowników pod rządami dyrektora Biedrzyckiego. Latem 1905 r. hutnicy raz jeszcze podjęli próbę strajku, który i tym razem zakończył się masowymi zwolnieniami. Wydarzenia dąbrowskie z ostatnich dni września 1897 r. wywarły ogromne wrażenie na przywódcy obozu niepodległościowego Józefie Piłsudskim – utwierdziły go w przekonaniu o braku możliwości porozumienia z zaborcą rosyjskim, który dla osiągnięcia celów politycznych gotów był mordować cywilów.

 

Bibliografia

  1. Piłsudski Józef, Wobec mordu w Dąbrowie Górniczej, Robotnik” nr 25 z 12 grudnia 1897 r.
  2. Radek Stanisław A., Rewolucja w Zagłębiu Dąbrowskim 1894-1905-1914 z licznemi ilustracjami, Wyd. Oddziału Stowarzyszenia b. Więźniów Politycznych Zagłębia Dąbrowskiego, Sosnowiec 1929.
  3. Wojciechowski Stanisław, Moje wspomnienia, część I, oprac. Jerzy Łazor, Muzeum Historii Polski, Warszawa 2017.
  4. Wasilewski Leon, Ruch robotniczy w Zagłębiu Dąbrowskim, „Krytyka” czerwiec 1899 r. Źródło: lewicowo.pl, dostęp: 05.10.2020.
  5. Gazeta polityczna, literacka i społeczna nr 226 z 23 września 1897 r.
  6. „Górnik” nr 43 z 26 XI 1907
  7. Rząd nasz wróg, „Górnik. Wydawnictwo Polskiej Partyi Socyalistycznej” nr 3, październik 1897 r.
  8. Zaburzenia robotników w Dąbrowie, „Czas” (Kraków) nr 228 z 6 października 1897 r.

 

 

Opracował dr Mateusz Siembab, materiał zebrał i ilustracjami opatrzył Arkadiusz Rybak

Sprawdź podobne artykuły

Pomóż nam stworzyć

kronikę wydarzeń bohaterów i miejsc!

Jeśli posiadasz w domowym archiwum zdjęcia, notki prasowe, czy inne materiały, którymi chciałbyś się z nami podzielić, śmiało – napisz do nas! Dołożysz swoją cegiełkę do wspaniałego przedsięwzięcia, które będzie służyć i edukować nas jeszcze przez wiele pokoleń.

Jeśli chcesz podzielić się z nami częścią swojej historii,
prześlij je za pomocą poniższego przycisku

Bądź na bieżąco

Newsletter

Chcesz dostawać od nas informacje o najnowszych wydarzeniach, wystawach i artykułach? Zapisz się!

Dziękujemy za przesłanie nam
swojej historii

Dziękujemy za zapisanie się do naszego newslettera

Skip to content